wtorek, 30 lipca 2013

Bokura Ga Ita.



'-Hej, Hoshi! Wstawaj debilu, bo spóźnimy się na pierwszą lekcje.' - Otworzyłem oczy, syknąłem i zacząłem palcami masować sobie skronie. Przeklęty kac. Nigdy więcej, przysięgam.
Rozejrzałem się po sypialni. Wszędzie porozrzucane były ubrania. Nie tylko moje. Ah, tak. Przyprowadziłem sobie wczoraj tą dziwkę, jak mu było? Nawet nie pamiętam. Szczerze mówiąc, niczego nie pamiętam.

Podniosłem się z łóżka, sięgnąłem spodnie, które leżały niedaleko i ubrałem je na swój zgrabny tyłek. Odwróciłem się przodem do dupodajca.
-Jeśli za dziesięć minut wrócę, a Ty nadal będziesz w moim mieszkaniu, to ta znajomość nie skończy się dla Ciebie miło. Pieniądze masz na stoliku. - Powiedziałem głośno, po czym ruszyłem do łazienki. Potrzebuję zimnego prysznica. Zdecydowanie.
'-Hoshi, co robisz? Znowu się przeziębisz. Głupku, nawet o sobie nie myślisz! - Krzyknął chłopak wchodząc do kabiny i zmieniając wodę z zimnej na ciepłą.
-Ritsu ile razy mam Ci powtarzać, że ostatnim razem zachorowałem przez tego pierdołe Takumiego? Przyszedł zasmarkany na lekcje, zamiast siedzieć z tą dupą w domu. - Powiedziałem zirytowany.
-To nie znaczy, że nie masz o siebie dbać. - Chłopak pocałował mnie w usta, szybko wybiegając z łazienki. 
-Wystarczy, że Ty o mnie dbasz. - Mruknąłem do siebie.' - Wyszedłem z pomieszczenia od razu kierując się do kuchni. Jak co dzień przygotowałem sobie mocną, czarną kawę, bez której nie potrafię funkcjonować.
Oparłem się pośladkami o szafkę, w jedną dłoń chwyciłem kubek, a w drugą papierosa. Cholerna monotonność. Dzień w dzień zastanawiam się, dlaczego? Dlaczego musiało się to wszystko tak skończyć? Dlaczego nie mogło być inaczej? Dlaczego tamtego dnia... Ygh Hoshino, pamiętaj co mówił psycholog. Nie ma co się zamęczać przeszłością, co było, to było. Tego już nie zmienisz. Szkoda tylko, że ta przeszłość ciągle wraca.
Wypaliłem szluga do końca, dopiłem ostatni łyk kawy, odłożyłem kubek, poszedłem się ubrać. Nie będę przecież chodził w ręczniku cały dzień. Chociaż, sąsiedzi by nie mieli nic przeciwko.
'-Hoshi, a co myślisz o tej? - Wyszczerzył się, patrząc na swoje odbicie w sklepowym lustrze. 
-Zbyt jasna. -Powiedziałem niechętnie. Chłopak naburmuszył się. 
-Nawet nie spojrzałeś! - Wykrzyczał.
-Spojrzałem. - Odburknąłem.
-Jasne, Ty to byś tylko w domu siedział Hoshi! Bądź bardziej towarzyski. 
-Moje towarzystwo ogranicza się do Ciebie, więcej mi nie potrzeba. - Ziewnąłem i spojrzałem w bok, ujrzałem uroczą granatową koszulkę z nadrukiem kolorowej babeczki. Wskazałem na nią palcem. - Tamta. - Powiedziałem z delikatnym uśmiechem. 
-Co 'tamta' Hoshi? Znowu się nabijasz? - Zapytał obrażony. 
-Tamta będzie idealna. - Wyszczerzyłem się bardziej, co zmusiło Ritsu do spojrzenia w kierunku, który pokazałem. Na Jego ślicznej buzi pojawił się ogromny uśmiech.
-Jest idealna! Ty to masz oko, kochany jesteś. - Podbiegł do mnie, cmoknął w usta, po czym zabrał się za przymierzanie koszulki.' - Na dzisiaj wybrałem błękitną koszulę i czarny garnitur. Odpuściłem sobie krawat, przecież obiadek z rodzinką to nie, aż tak ważne wydarzenie, prawda? Prawda. Że też właśnie na dzisiaj musieli mnie zapraszać, kiedy jestem nie do życia.

Moja matka od kilku lat w każdy miesiąc wyciąga mnie na obiad. Obiecałem jej, że będę się z tego wywiązywał. Warunkiem było to, żeby już więcej nie przyjeżdżała co tydzień nie proszona. Już dawno przestałem być dzieckiem.
Wyszedłem z mieszkania i skierowałem się na parking, gdzie przywitałem się z ochroniarzem. Dobrze, że zaparkowałem dosyć blisko. Chcę już być na miejscu, posiedzieć tam z dwie godziny i wrócić. Znowu zamknąć się w swoich czterech ścianach i móc dalej pogrążać się w swojej depresji.
'-Mamo, możesz przestać? - Spojrzałem poirytowany na swoja rodzicielkę, która dosłownie co kilka minut wstawała od stołu żeby donieść więcej jedzenia. - Przecież z Ritsu nie znamy się od dzisiaj, nie musisz się tak starać. Odpocznij wreszcie, posiedź z nami i porozmawiaj. Chłopak jest niemniej zdenerwowany od Ciebie, przecież dopiero co powiedzieliśmy Ci o nas, prawda? - Westchnąłem głęboko. Kobieta spięła się jeszcze bardziej. 
-Synku, masz racje. Przepraszam. - Uśmiechnęła się do mnie i razem wróciliśmy do stołu. Usiadłem na miejscu obok chłopaka, patrzącego na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Wyszczerzyłem się do niego i złączyłem nasze dłonie pod stolikiem.
-Aniołku, coś taki spięty? Czyżbyś nie mógł doczekać się naszej dzisiejszej wspólnej nocy? -Powiedziałem, po czym wybuchłem śmiechem widząc miny tej dwójki.
-Grabisz sobie, oj grabisz. - Wysyczał chłopak z wściekłością i zażenowaniem wypisanym na twarzy. 
Tego popołudnia rozmawialiśmy bardzo długo z moją matką, a ja raz po raz czułem jak Ritsu ściska mocniej moją dłoń.' - Kiedy dotarłem na miejsce wszyscy już na mnie czekali. Rodzice i siostra, jak za dawnych lat. Brakuje tylko jednej osoby.
Przywitałem się ze wszystkimi i usiedliśmy do stołu. Zastanawiam się, czy wszyscy nagle się naćpali, że są tacy weseli, radośni i szczęśliwi? Czy to ja jestem jakiś wiecznie smutny?

Rozmawialiśmy dosyć długo o sprawach nic nie znaczących, tak jak to bywa w normalnej rodzinie. Czekałem tylko na ten moment. Na tą chwilę kiedy ktoś o tym wspomni.
Nie musiałem długo czekać.
-Hoshino, zastanawiałam się tylko... - Zaczęła moja matka sprawiając, że momentalnie spiąłem mięśnie czekając na kontynuacje. - Czy, chciałbyś się do nas wprowadzić? Byłoby Ci tutaj dobrze, jak za dawnych lat, prawda? Kochanie? - Spojrzała na mnie z ogromną nadzieją w oczach.
'-Hoshi...'
-Nie. Mamo, wybacz. Wiem dlaczego mnie o to prosisz, ale zrozum, że radze sobie sam. To wszystko... to wszystko to przeszłość, ja to rozumiem...
'-Hoshi...'
Popatrzyłem na swoich rodziców zmęczonym wzrokiem. Ja rozumiem, tylko, że ja nie chcę tego zmieniać. Nie chcę się od tego uwolnić.
'-Hoshi, muszę Ci coś powiedzieć.'
-Hoshino, Twoja matka chce dla Ciebie jak najlepiej. - Powiedział ojciec ostro, ale ja nie kontaktowałem. Wspomnienia przyciemniły mi obraz...
'-Jestem chory.'
Te dwa słowa... Te cholerne dwa słowa nagle zniszczyły cały mój świat.
'Biegłem ile sił w nogach do sali, w której leżał mój Ritsu, mój aniołek. Gdy tylko znalazłem się w środku przerażony spojrzałem w kierunku Jego, oblężonego łóżka.
-Ritsu, Ritsu, kochanie, obudź się, popatrz na mnie! - Podbiegłem do Niego. Nie do końca rozumiałem co się dzieje, to wszystko było zbyt szybkie. Budzi mnie w nocy telefon i co? Mówią mi, że z moim aniołkiem coś nie tak. Myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy nim. -Doktorze, co się dzieje? - Mężczyzna w białym fartuchu spojrzał na mnie profesjonalnie, a pielęgniarze właśnie wynosili mojego aniołka z sali.
-Musimy operować. Natychmiast. - Powiedział po czym wyszedł. Chciałem za nim pobiec, ale zatrzymała mnie pielęgniarka zapewniając, że wszystko będzie dobrze.'
Obudziłem się na kanapie, w swoim rodzinnym domu. Nade mną wisiał koleś... w białym fartuchu. Podniosłem się, ręką odpychając mężczyznę. Cholerny ból głowy ponownie mnie dopadł. Doktor powiedział coś do moich rodziców, po czym wstał, pożegnał się i wyszedł. Gdy tylko to zrobił, moja matka mocno mnie przytuliła i zaszlochała.
-Tak się martwiłam, kochanie. Zostaniesz z nami. Na zawsze. Rozumiesz?
'-Hej, Hoshi nie płacz, wiesz, kiedy już wyzdrowieje pójdziemy razem na lody, co? Mam ochotę na wielka porcje lodów! - Powiedział ze łzami w oczach. - Nie martw się, obiecuję Ci to, zostaniemy razem. Na zawsze!'  - Jak śmiałeś odejść kilka godzin po wypowiedzeniu tak ważnych słów? Ritsu, nienawidzę Cię...

Kocham Cię.

_________________________________